piątek, 13 listopada 2015

Zmagania z masłem orzechowym

Kiedy byłam dzieckiem, Tata jeździł służbowo do Holandii i zawsze przywoził stamtąd słoik/słoiki z napisem PINDAKAS. :) Dziś kupienie masła orzechowego w naszym kraju nie nastręcza żadnych problemów. Niestety sklepowa wersja tego rarytasu nie zawsze zachwyca składem - orzeszki ziemne nie stanowią więcej niż 90% (jak dobrze!), reszta to olej, sól, cukier, być może jakieś inne syfy. Najzdrowiej wyprodukować masło orzechowe samemu, wtedy możemy uzyskać pindakas 100% orzechów ziemnych. :)

Jakiś miesiąc temu pokusiłam się o zrobienie tegoż masła z niewielkiej ilości fistaszków (mniej niż jedna trzecia woreczka). Wyłuskane orzeszki rozgniotłam butelką wina (patent autorki bloga Tani Weganizm), po czym zmieliłam ręcznym blenderem, co trwało dosłownie minutę. Wyszło pyszne! (ale mało.... wystarczyło zaledwie na kilka kanapek)


Zachęcona sukcesem, następnego dnia znów kupiłam fistaszki, tym razem dwa razy więcej. Butelka wina poszła w ruch, później blender. Po dłuższej chwili urządzenie zaczęło jakoś brzydko pachnieć. Zaprzestałam więc miksowania, mimo że stan skupienia orzeszków pozostawiał jeszcze nieco do życzenia. Gdy po niecałym kwadransie sięgnęłam po blender znowu, przestraszyłam się - był bardzo ciepły, wręcz gorący. Postanowiłam znaleźć w przyszłości lepszy sposób.


Przeczytawszy na jednym z blogów, że dzięki elektrycznej maszynce do mielenia z łatwością (po zaledwie trzykrotnym zmieleniu) można uzyskać masło orzechowe, nabyłam cały kilogram łuskanych orzechów ziemnych. Pełna zapału przystąpiłam do pracy, po czym srodze się rozczarowałam. Zmieliłam całość pięć razy bez większego efektu. Sfrustrowana odłożyłam na bok większość zaledwie pokruszonych orzechów, usilnie starając się przerobić na masło choć część "substratu" - mieliłam go ponad dwadzieścia, a może trzydzieści razy (nie wiem, ile dokładnie, straciłam rachubę). Efekt (poniżej) był zdecydowanie niezadowalający...


Uruchomiłam zatem blender i dokończyłam pracy na niewysokich obrotach i z licznymi przerwami. Następnym razem spróbuję jeszcze innego sposobu... lub kupię masło w sklepie. :p

 Moje typy: masło orzechowe z chili, natką i konfiturą porzeczkową. :) Mniam mniam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz