Dawno, dawno temu, gdy swój wiek mogłam zapisać jedną cyfrą, moją ulubioną zupą była "skwareczkowa" vel dziadówka robiona przez Babcię (nie tę, która przygotowywała dla mnie wegetariańskie gołąbki - dygresja gwoli ścisłości ;) ). Ostatnio zatęskniłam za tym smakiem dzieciństwa i postanowiłam go odtworzyć wbrew opiniom otoczenia twierdzącego, iż cały urok dziadówki mieści się w skwarkach. Tymczasem mimo braku tych ostatnich zupa wyszła taka, jak ją zapamiętałam z dzieciństwa - bardzo smaczna, sycącą i rozgrzewająca.
Składniki:
5-6 dużych kartofli
2 marchewki
1 cebula
1/3 szklanki suchych łazanek
trochę natki pietruszki
3 listki laurowe
2 ziarna ziela angielskiego
sól, pieprz, majeranek
Kartofle i marchewki obieramy, kroimy i wrzucamy do dużego garnka. Dodajemy liście laurowe i ziele angielskie. Zalewamy niespełna dwoma litrami zimnej wody i wstawiamy na gaz. Gdy warzywa staną się miękkie, wsypujemy łazanki i przyprawiamy.
Łazanki gotujemy w zupie około kwadransa. Kilka minut przed zakończeniem gotowania podsmażamy na oleju pokrojoną cebulę (powinna być złotobrązowa) - nasz zamiennik skwarków. Okraszamy nią każdą porcję i posypujemy posiekaną natką pietruszki. Gotowe!
Dziadówka najsmaczniejsza jest na drugi dzień, gdy łazanki dobrze się rozgotują. :)
Wieloryb również załapał się na dziadówkę, ale nieco zmodyfikowaną (zmiksowaną, bez przypraw, cebuli i makaronu).
.........................................................................................................................................................................................
Jesień na dobre zagościła, co tu kryć. Trzeba się rozgrzewać zupami i ostrymi przyprawami. Zapewne moje następne wpisy utrzymane będą właśnie w tym tonie.
Jesień idzie przez park, Krzysztof Klenczon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz