Fasolę adzuki kupiłam kilka miesięcy temu, będąc na fali wegańskiego szału, nie mając nawet cienia pomysłu na jakieś danie, w skład którego mogłaby wchodzić. Po dwóch nieudanych próbach kulinarnego wykorzystania bohaterki dzisiejszego posta (w kiełkownicy i w zupie), wpadłam na świetny, choć trywialny w swej oczywistości pomysł: postanowiłam zrobić mały eksperyment - fasolkę adzuki po bretońsku. Pomknęłam do sklepu po koncentrat pomidorowy, a mojego zapału kuchennego nie zdołał nawet osłabić komunikat Narzeczonego "Nienawidzę fasolki po bretońsku". Żaden problem! Specjalnie dla niego zaimprowizowałam fasolkę po prowansalsku - i to przy śmiesznie małym nakładzie pracy i pieniędzy. Słowem: dla chcącego nic trudnego! :)
Składniki
ok. 400 g fasolki adzuki
2 duże cebule
2 duże marchwie
dodatkowo
do fasolki po bretońsku: 3 czubate łyżki koncentratu pomidorowego, sól, pieprz, papryka ostra, majeranek
do fasolki po prowansalsku: 1 łodyga selera naciowego, sól, pieprz, papryka ostra, łyżeczka ziół prowansalskich
do fasolki po prowansalsku: 1 łodyga selera naciowego, sól, pieprz, papryka ostra, łyżeczka ziół prowansalskich
Namoczoną uprzednio fasolkę gotujemy do miękkości. Pokrojone cebule i marchewki smażymy na oleju do czasu, aż cebula się zezłoci.
Połowę cebuli i marchwi przekładamy do garnka z fasolką, zaś połowę fasolki z garnka dodajemy do smażeniny na patelni.
Do garnka wlewamy rozdrobiony z wodą i przyprawami koncentrat pomidorowy. Mieszamy, podgrzewamy i podajemy.
Na patelnię dorzucamy pokrojony seler naciowy i przyprawy. Smażymy ok. kwadransa. I podajemy.
......................................................................................................................................................................
Tak się cieszyłam z nadejścia wiosny, a tymczasem zima nie dała za wygraną... niestety.
Gdy sroga zima jak butapren mocno trzyma...